Vesturland | Islandia Zachodnia
To już ostatnia część naszej islandzkiej antologii. Epicki koniec sagi zaliczyliśmy w regionie zachodnim. Za nami 8 nocy, jeden samochód 4x4, 4 tysiące kilometrów, 18 paczek Pringlesów oraz 40 Skyrów(takich jogurtów) i 200 tostów posmarowanych nożem, 1500 przestraszonych owiec, nieco mniej-ale ufnych- koni, hektolitry paliwa, 15 odtworzeń starej kasety Pearl Jam'u, 25 hot-dogów(Pylsur'ów!), zero pryszniców, jedna zgubiona pasta do włosów(niezbędna!), 3 utracone śledzie, ponad 50 gigabajtów zdjęć i jeden wieloryb. Czas na ostatnie dwa dni!
Z tego wpisu dowiecie się m.in. gdzie znaleźć darmowe ciepłe źródła z pięknym widokiem, niesamowite miejsca na nocleg oraz dlaczego nie możecie ominąć wodospadu Glymur- do niedawna uznawanego za najwyższy w Islandii(198 metrów!).
Jeśli interesuje Cię inny region Islandii lub chcesz więcej praktycznych informacji o tym jak zaplanować wyprawę na Islandię, zapraszam do czytania innych moich wpisów:
Następna stacja... Stykkishólmur- mógłby zaśpiewać Taco Hemingway gdyby był na Islandii, ale jest w Warszawie, więc nie zaśpiewa. Poza tym trudno rymować do islandzkich nazw. Tym muzycznym akcentem zaczynamy podróż po zachodnich rubieżach. W końcu miejscowość, w której się zatrzymaliśmy zaliczyła już swoje popkulturowe cameo.
Miasto posłużyło za plan filmowy twórcom obrazu "Sekretne Życie Waltera Mitty". Akcja filmu rozgrywa się co prawda na Grenlandii w niejakiej wiosce Nuuk, ale kto by się w tym połapał...? Tym sposobem Islandia znów dostała główną rolę w Hollywood. Występowała już przecież w takich blockbusterach jak Prometeusz, Interstellar(oba kręcone w pobliżu lodowca Jokursarlon), Gra o Tron(Park Narodowy Thingvellir) czy nowe Gwiezdne Wojny(tajemnica)... natomiast w zeszłym tygodniu Wasz ulubieniec Justin Bieber wypuścił teledysk w całości kręcony na Islandii!
Próbowałem złapać swoim "ajFonem" kadr odpowiadający scenie z Waltera Mitty- udało się!:)

Półwysep Snæfellsnes nie bez powodu nazywany jest "Islandią w miniaturze". Można tu zobaczyć wiele charakteryznych dla tego kraju krajobrazów. Po drodze mijamy nie dającą się przeoczyć górę, która stanowi wizytówkę Wyspy.
Warto się zatrzymać i podejść pod sąsiadujący z nią wodospad.
Sam Kirkjufelfoss jest wodospadem, który, jak na warunki islandzkie, nie robi na nas większego wrażenia. Jednak nie bez powodu razem z samotną, szpiczastą niczym Tiara Przydziału, górą Kirkjufell, tworzą jedyny w swoim rodzaju, trochę kosmiczny, krajobraz. Nie bez powodu jest to jeden z najchętniej fotografowanych widoków na Islandii.
Żałuję, że nie zabrałem statywu, a na niebie nie było widać zorzy polarnej!
Na końcu półwyspu zatrzymaj się przy punkcie widokowym. Jest dobrze oznaczony, nie da się przegapić. Za nami, w oddali, majestatycznie rozciąga się stratowulkan pochodzenia lodowcowego - słynny (dowiesz się za chwilę dlaczego) Snaefellsjoekull, a po drugiej stronie jest urwisko, z którego można podziwiać następny przepiękny widok na Ocean Atlantycki. Nie mogliśmy sobie odmówić krótkiej przerwy na typową przekąskę podróżników czyli chleb tostowy posmarowany nożem, parówki i paczka Pringlesów... (na wyprawę kulinarną do Islandii wybierzemy się kiedyś z większym budżetem!).




Podróż do wnętrza Ziemi (w klasyku Juliusza Verne właśnie wulkan Snaefellsjoekull stanowił początek przygody bohaterów, to tam znajdowały się podziemne tunele, które stanowiły przedsionek wnętrza Ziemi) rozpoczęliśmy samochodem, ale baliśmy się, że nasze dzielne Suzuki nie wytrzyma dalszej wspinaczki, więc postanowiliśmy podejść na piechotę. Tuneli niestety nie było, ale i tak byliśmy dumni, że wspinamy się na wulkan/lodowiec.


Okazało się, że wycieczka na sam szczyt jest płatna i możliwa tylko z przewodnikiem, więc pokręciliśmy się jeszcze chwilę, a potem zaczęliśmy rzucać śnieżkami, no bo dlaczego nie.



Wieczorem zaliczyliśmy kolejne ciepłe źródła (o innych dowiesz się z poprzednich wpisów). Nie zdradzę Ci jednak ich dokładnej lokalizacji, bo sami musieliśmy się namęczyć żeby je znaleźć. Są mniej więcej w miejscu oznaczonym na mapie. Kieruj się intuicją, bądź zdeterminowany i wypatruj czegoś, co paruje... Nie zapomnij zabrać ze sobą paczki Pringlesów. [audycja zawiera lokowanie produktu]. Nie będę się rozpisywał- zdjęcia mówią same za siebie.

Kilka kilometrów od źródełka postanowiliśmy przenocować. Nim ograniczyliśmy światłoprzepuszczalność swoich powiek natrafiliśmy na stado koni, a konkretnie kuców islandzkich, bo tak nazywa się rasa koni zamieszkujących Islandię, o czym powiedziała nam Kasia. Na Wyspie konie stanowią chyba najliczniejszą po owcach(!) grupę zwierząt i występują praktycznie w każdym umaszczeniu. Islandczycy bardzo dbają o czystość rasy - mówi się, że koń, który raz opuścił Islandię nie może do niej wrócić! Kuce islandzkie poruszają się specyficznym chodem (tzw. Tölt), dzięki któremu mogą przemieszczać się na duże odległości, bez zmęczenia.


autor zdjęcia: Katarzyna Mencfel
Nawet po 9 dniach na Islandii nocowanie na dziko sprawiało nam niemałą frajdę. Trudno się dziwić kiedy rozkładasz namiot nad rzeką, a przed Tobą roztaczają się takie widoki. Wciąż nie mogę ogarnąć tego, że faktycznie tam byłem.

autor zdjęcia: Katarzyna Mencfel


Nie mogliśmy sobie darować i zaraz po dosyć wczesnej pobudce wróciliśmy się na Eldborg. Pewnie chcieliśmy się przekonać czy jest w nim lawa i czy żyją w nim smoki. Przygotujcie się- na krater można się dostać wyłącznie na piechotę- to 2,5 kilometrowy spacer przez pole zastygłej lawy i porastających je krzaków. Typowy poranny islandzki spacerek.
Gdy objechaliśmy już cały półwysep, postanowiliśmy zobaczyć jeszcze dwa wodospady. Wody, do których wpada pierwszy z nich - kaskadowy Hraunafossar słyną z niesamowitej mlecznoniebieskiej barwy. Nie wiem czy udało nam się to oddać na zdjęciach, ale uwierzcie- takiej wody raczej nie zobaczycie nigdzie indziej.




Ponad dwu-godzinna piesza wycieczka na jeszcze niedawno najwyższy wodospad w Islandii - Gylmur, była godnym zwieńczeniem naszej 10-dniowej islandzkiej przygody! Nie przegap tego - jak dla mnie to jedna z najlepszych atrakcji na zachodzie Wyspy! Nie chcę psuć zabawy i zdradzać zbyt wielu szczegółów, ale to nie wodospad (choć przepiękny), lecz sam szlak do niego wiodący, jest gwoździem programu.
Minimalna ingerencja w naturę czynią tę trasę (jak zresztą całą Islandię) tak tajemniczo intrygującą. Na Wyspie w niewielu miejscach są barierki, mosty, chodniczki, wytyczone drogi, schody, kładki i tym podobne zabezpieczenia. Każdy turysta może poczuć się jak badacz na pionierskiej wyprawie do wnętrza Ziemi, każdy z nas może zostać poszukiwaczem przygód, na chwilę przemienić się w obieżyświata i poczuć dreszczyk podekscytowania związany z odkrywaniem nowego kawałka lądu. Dostępna niedostępność- to chyba sekret turystycznego sukcesu Islandii.
Kasia, Madzia, Marta i Maciek - dzięki za wspólną przygodę - oby pierwszą z wielu!






-
Rzuć wszystko, zostań blogerem i zarabiaj miliony? Bzdura!
-
Piątek trzynastego – Horror nacjonalizmu i patrioci z Facebooka.
-
80+ stron z darmowymi zdjęciami i nie tylko. Największa lista w Sieci.
-
Islandia. Przewodnik po niesamowitej Północy!
-
Islandia w obiektywie. Co warto zobaczyć na Południu?
-
Co Wy wszyscy macie z tą polskością?
-
Islandia samochodem- co musisz wiedzieć i ile pieniędzy potrzebujesz.
-
10 Przykazań Pana B(l)oga czyli jak gonić za marzeniem.
-
Karaluchy, szarańcza, brudasy, gwałciciele. Uchodźcy.
-
Kserowanie jest legalne czyli 6 przykazań studenta
Artykuł Islandia Zachodnia | Podróż do wnętrza Ziemi. pochodzi z serwisu lexpressive.